Martinez, Kalifornia, Wielkanoc 2012
Czyżby już przeminął kolejny rok?
Dopiero co robiliśmy z zuchami z Martinez pisanki na zbiórce (te najpiękniejsze ze wszystkich na świecie), jakby wczoraj sprzedawaliśmy palmy, wypieki świąteczne i szliśmy do parku z zajączkiem na szukanie jajek; okazało się ni stąd ni z owąd, że zawitała do naszego kalifornijskiego ośrodka harcerskiego w Martinez kolejna wiosna. A wszystko zaczęło się tak…
Podczas zbiórki 23 marca 2012 roku, która odbyła się jak zwykle po zajęciach Szkoły Języka Polskiego im. Jana Pawła II w Walnut Creek druhna Grażyna wraz z zaproszoną specjalnie na ten dzień artystką Charlotte Huntley zebrały nas w jednym z pomieszczeń i zaczęło się malowanie jajek. Mi najbardziej podobały się oczywiście te popęknae, gdyż mogłem je zjadać; nikt tak smacznie nie maluje jajek jak zuchy. Innym zaś pośród najprzeróżniejszych kolorów, rysowanek i naklejanek wraz z zapachem farbek – obwieszczały nadchodzące święta. Byliśmy wszyscy i grono instruktorskie i chmara dzieci. Minął tydzień gdy w jednym z domów w Concord nie jak zwykle w otoczonym jak w poprzednich latach słóńcem ogrodzie, ale schowanym przed siąpiącym deszczem garażu, grono druhen z Koła Przyjaciół Harcerstwa oraz Instruktorek rozpoczęło ciężką i żmudną pracę wykonywania palm, które następnego dnia były sprzedawane pod kaplicą Matki Boskiej Patronki Emigrantów przy ośrodku East Bay Polish-American Association w stolicy naszego hrabstwa. To właśnie Iwona i Irena, Mariola i Lidka, Agnieszka i Kasia oraz Grażyna i Basia zrobiły ich dobrze ponad setkę. Jedne piękniejsze od drugich. Wszystkie z odrobiną harcerskiego serca w środku. W kuchni obok trwały gotowania i smażenia, i zachwyt, a wszystko otoczone przyjacielskimi rozmowami; jak to przy ohotniczej pracy. Zanim jeszcze tej ostatniej soboty marca zapadł zmrok, z wielu harcerskich domów dolatywał zapach pieczonych ciast, baranków w których specjalizuje się druhna Grażyna, czy też pysznych, nadziewanych powidłami pączków – specjalności Marka męża druhny Agnieszki.
W Palmową Niedzielę na kilka godzin przed przybyciem na mszę świętą wiernych, w ośrodku panował ruch. Przed wejściem stanął stól z palmami sprzedawanymi przez dzieci. Z boku budynku rozsiadły się pieczone baranki i babki. W środku w kuchni królowały jak zwykle Irena z Mariolą, Izą i Iwoną otoczone mgiełką przygotowanych polskich dań. Tuż obok jak to często bywa od ponad dwudziestu lat, zakupić można doprawdy pachnące świeżością wędliny z firmy Seakor Market. Dla każdego smakosza znalazło się coś pysznego. Dla każdego. Kaplica jak i zokazji każdej Wielkiej Nocy czy Bożego Narodzenia wypełniła się po brzegi. Tuż pod stropem zawisło zwiastowanie świąt: przeżywanie i męki Chrystusa, jego ukrzyżowania, i oczekiwanie na zmartwychwstanie. Skończyła się wypełniona harcerskimi mundurami msza. To podczas niej harcerki i harcerze wraz z zuchami czytali urywki z ewangelii. wznosili w modlitwie wiernych swe błagania do Boga, uczestniczyli i ciałem i duchem.
Nie minęło chyba z piętnaście minut gdy przed budynkiem pokazał się ludzkich rozmiarów, prawdziwy wielkanocny zając. Już dzieci otoczyły go, już rodzice pstrykali zdjęcia i już też za chwilę ruszyliśmy wszyscy korowodem do pobliskiego parku na szukanie ukrytych tam przez zajaczkowych pomocników – jajek. Pośród innych był i hufcowy Patryk i nasz nowy „narybek” Janusz, i Albert, i … cała reszta. Dla każdego znalazło się kilka wypełnionych świątecznymi cukierkami kolorowych wydmuszek, a ci którzy mieli ich więcej dzielili się z młodszymi lub po prostu z tymi, którzy w ich poszukiwaniach nie mieli aż tyle szczęścia. Jeszcze tylko kolejne wspólne zdjęcie, powrót na smakowity lunch i … powitanie nowych Wielkanocnych świąt 2012 roku.
W sobotę w harcerskich mundurach trzymać będziemy warty przy grobie Jezusa, aby później w rodzinnym już gronie cieszyć się i ze zmartwychwstania i ze wspaniałości wielkanocnego stołu. Fajne to nasze harcerstwo. Z roku na rok wyrasta z mundurów kolejne pokolenie. Dochodzą nowi. Tak jak w każdej innej rodzinie.
Zasyłamy Wam wszystkich moc wspaniałych wielkanocnych życzeń i oczywiście mokrego dyngusa.
Alleluja!
CZUWAJ!
druh Rysiek Urbaniak