Obóz Wędrowny „Klasztor” hufców  Pieniny i Karpaty

Algonquin Park, Ontario, Kanada, sierpien 2014

„Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.”

Członkowie Obozu Wędrownego „Klasztor” może nie mieli aż takiego zadania przed sobą jak 2 Korpus Polski w trakcie Bitwy o Monte Cassino, ale na dzisiejsze czasy, trudności nie brakowało…

2014.09 Obóz Klasztor2 - Dajesz Andrzej, Dajesz


Zaczęło sie od pobudki o 4:30 rano i wymarszu na wędrówkę prawie 70-cio kilometrowa z plecakami co ważyły ponad 30 kg pełnymi sprzętu i prowiantu. Członkowie obozu z Hufców Pieniny i Karpaty przybyli z rożnych miejscowości w Ontario, między innymi Windsor, London, Hamilton i Mississauga. Wędrówka nas prowadziła przez piękną trasę Western Uplands w Algonquin Park i przebrnęliśmy przez trasę z noclegami na Maggie Lake, Pincher Lake, Rainbow Lake i Ramona Lake. W pierwszym dniu napotkaliśmy pierwsze trudności: porwane plecaki, pękające klamry i buty którym podeszwy pękły jak balon wodny.

Jak już się nauczyliśmy z drobiazgami dawać sobie rade, to natura postawiła dwie następne okazje do popisu: deszcz przechodzący w ulewę od 9 rano do 4 popołudniu i jeżeli byśmy byli trochę za mało mokrzy, to przed nami pokazał się zgniły most co odpłyną i aby przejść przez rzeczkę, brodziliśmy po łydki w wodzie, z pełnym ładunkiem. Jak już deszcz przestał padać to teren sie zmienił, z płaskich łagodnych tras, na góry i doliny i bardzo nierówne i kamieniste ‘ścieżki’. Na dodatek, ponieważ byliśmy w lesie w północnym Ontario, można zawsze liczyć na obfitą ilość komarów, czarnych muszek i ‘deer flies’.

Ale w trakcie tych całych trudów, duch naszego obozu nie zanikał. Wraz z towarzyszącym nam obozem wędrowniczek „Pasieka 63”, cała wędrówka była pełna śpiewu, śmiechu i ciekawych rozmów. Jak rozbijaliśmy obozy, to wszyscy sobie pomagali w jakikolwiek sposób mogli i było potrzebne, czy podzielić sie jedzeniem, czy w rozpaleniu ogniska w ulewie, zawsze wszyscy sie upewnili że każdy ma co jeść, jak sie ogrzać i suche miejsce do snu.

 

W Drugim tygodniu zrzuciliśmy ciężkie plecaki do canoe i wybraliśmy sie na spływ z Madawaska, do miejsca na południe od Palmer Rapids, przez Bark Lake i Lake Kamaniskeg, ponad 120 KM. Żeby sobie nikt nie pomyślał ze na canoe jest łatwiej, 30 metrów po odpłynięciu, napotkała nas niesłychana ulewa i się schowaliśmy pod mostem pod autostradą, na ponad godzinę.

Jak sie trochę rozjaśniło, to wypłynęliśmy juz w ciepły, słoneczny dzień wśród pięknych krajobrazów rzeki Madawaska. Jak dopłynęliśmy do Bark Lake, najpierw mieliśmy miły wiaterek w plecy, a po jakimś czasie i po jednym cypelku, wiatr sie zerwał i zmienił kierunek hucząc nam w nos, a fale sie rozbijały o burty canoe. Musieliśmy dobić do brzegu, stromego i skalistego i trzymać canoe w wodzie przez dwie godziny aż sie nie uspokoiło. Ponieważ wędrownicy juz byli twardzi i wytrwali, to następny wypływ był planowany o 5 rano, i w strasznej ulewie!! Za to nagroda była ‘White Water rafting’ na dmuchanych pontonach i wszyscy sie wspaniale bawili. Przypływ na jezioro Kamaniskeg też nas napotkał mocny wiatr i wielkie fala że musieliśmy zawrócić i przeczekać na wypływie rzeki. Tym razem byliśmy wynagrodzeni spokojnym postojem na Ski Island, i piękną tęczą. Następnego dnia odwiedziły nas 2 CC – 130 Herculesy – potężne wojskowo samoloty transportowe, niskim przelotem nad głowami jak płynęliśmy Madawaską. Ostatnia nasza noc w trasie, też była nie nudna, gdy nasz planowany nocleg był zajęty. Rozbiliśmy wspólny obóz w bardzo gęstej puszczy, i mieliśmy wspaniały kominek na starej drodze od czterokołowców. Po 13 dniach i tylu przygodach, taki mały problem jak brak obozowiska nas w ogóle nie zwolnił.

 

Przetrwanie tych przygód nie było łatwe, i wymagało nie tylko siły ciała, ale tez myśli i ducha. Wszyscy sami musieli nosić swoje rzeczy, gotować dla siebie i patrolu i codziennie rozstawiać sobie namioty i je zwijać.  Przez te dwa tygodnie, każdy z nas miał wiele okazji aby służyć innym, znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie i popracować nad sobą. Przeżyliśmy wiele wspaniałych momentów. Nikt nie zapomni trudów, radości, deszczu i słońca, gór, dolin i rzek. Świeże ślady łosi i odchody misi. Na zawsze będziemy czuli smak ‘space food’, zapach kiełbaski na ognisku, i smortille na deser. Wspominać będziemy wschody i zachody słońca, wspólne ogniska i nawet rzadki uśmiech komendanta.

Wędrownicy! To My!

Czuwaj

Mały (prawie) Ratownik

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s