Miasteczko Kopydłowo na Dzikim Zachodzie

Forest of Dean, Anglia, 25 lipca – 8 sierpnia 2015

Podobnie jak dawniej osadnicy zachodniej Ameryki, zuchy z Hufców „Pomorze” i „Szczecin” wybrali sie na dziki zachód.  Przyjechali z różnych stron do Forest of Dean.

2015.09 Kolonia Szczecin-Pomorze 3

Zaczeliśmy naszą zabawę grą, w czasie której poznawaliśmy różne postacie, zaczeliśmy od Krzysztofa Kolumba.  Z Nim płyneliśmy łodziami przez ocean z Euopy, szukając krótszej drogi do Indii na handel przypraw.  Po dotarciu na cel porozumiewaliśmy z szamanem na migi, strzelaliśmy z indianinami z procy do celu, u kowboja celowaliśmy w puszki i butelki pisoletem a u osadnika pomagaliśmy mu wydojić krowę „Stokrotkę”.  Wdzięczny osadnik nam dał rebus do rozwiązania i to był nasz klucz do niespodzianki!  Wieczorem zebraliśmy się na pierwszy kominek.  Burmistrz Miasta przedstawił się, a u jego stóp leżała stara, zużyta skrzynka z wielką, zamkniętą kłudką.  Burmistrz poprosił każdą szóstkę o rozwiązanie rebusu i w skrzynce, gdzie znaleźlismy fajne chusty podobne do skóry mustangów i unikalne kolorowe skufki szóstek.

Po tak cieplutkim, słonecznym dniu, mieliśmy szok bo lało, i lało, tak lało jak z tego legendarnego cebra!  Czy byliśmy zasmuceni, czy niechętni do zabawy?  Oczywiście NIE, jesteśmy zuchami i trzeba było budować nasze miasteczko Kopydłowo.  Zuchy, zawzięci, szóstkami wybudowały: Biuro Szeryfa, dokończyły więzienie, Bank, aptekę, pocztę, jadalnie i salon gdzie graliśmy przeróżne gry, no i oczywiście było tam też pianino!  Dokorawaliśmy też pomieszczenie i teren, nasz dom podczas kolonii.  Przyjechali do naszego miasteczka pierwsi mili goście; Ksiądz Michał Knapik i Pan Marek Kowalewski.  Wspólnie braliśmy udział w Mszy Świętej, a po Mszy osadnicy pokazali gościom miasteczko i poczęstowali ich smakołykami w jadłodajni „Pod Podkową”.

Pamiętny dzień zbliżał się końca kiedy usiedliśmy do kominka.  Tylko mieliśmy mały problem… zuchy już zdobyły swoje chusty – a wodzowie?  Oczywiście zuchy miały rozwiązanie; wodzowie muszą przedstawić coś wesołego, a zuchy ocenią czy zasłużyli na krajki kolonijne.  „Szła Dziewweczka” rozbrmiała w budynku, ale nie tylko po Polsku ale i też po Kanadyjsku.  Za śpiew i taniec wodzowie zasłużyli na krajki!  Pod koniec tego kominka, Druhna Iwona Tarkowska, Komendantka Kolonii i Burmistrz miasta Kopydłowo, została zaresztowana przez Sheryfa, nałożono jej kajdanki.  Musiała złożyć przysięgę żeby opiekować się zuchami i wodzami, będzie dbała o bezpieczeństwo Kopydłowa i o dobre samopoczucie mieszkańców.

W ponowny dzień przywitało nas smutne, szare niebo; które rozchmurzyła Pocahontas, piękna indianka, czarne włosy w warkoczach, piórko przy pasku naokoło głowy i topór wojenny za pasem.  Słabo mówiła po polsku, ale podobnie jak zuchy, bardzo się starała.  Dowiedzieliśmy się o historii miejscowych plemion amerykańskich i o tym jak się starała wspierać pokój między plemionami i Europejczykami.

Na cześć Pocahontas, dekorowaliśy szóstkami swoje tipis, każda szóstka biorąc wzór i inspiracje z nazwy szóstki; „Szybkie Mustangi”, „Dzikie Bizony”, „Szare Wilki”, „Złote Orły”, „Sprytne Kojoty”, „Czarne Kruki” i „Zwinne Szopy”.  Panu Jurkowi Płatek z naszej ekipy kuchennej udało się złapać stada mustangów które podarował zuchom.  Zuchy oswojili mustangi i przyrządzili je gotowe do jazdy.  Słońce widząc tyle radości postanowiło nam towarzyszyć do końca dnia!

Rozweselone słońce już, na szczęsie, nie chciało nas opuścić.  Zachwycone patrzyło kiedy przyjechał do nas legendarny kowboj, Genialny Genio, ze swoją żoną Eugenią i maleńkim, puszystym pieskiem Bochaterem.  Opowiadali co to znaczy być kowojem, co powinni wiedziec i umieć zrobić.  Wpadła też Pani Lusia Lusińska, w barwnej sukience, złotym piórku we włosach ze swoim synkiem Durkiem, ubrany w czerwono czarnym stroju błaźnia; przyjechali z Nowego Orleans aby pracować w naszym salonie.

W samodzielnym duchu kowbojskim, zuchy dostały wykrojone kamizelki kowbojskie które musieli sami zszyć i dekorować drewnymi koralami, a na głowe kowbojską czapkę.  Te stroje nam się bardzo przydały bo dostaliśmy zaproszenie na potańcówkę u Sheryfa.  Ubraliśmy koszulki w kratkę, dzinsy, kamizelki i kapelusze; wszyscy wyszli na podwórko; zuchy, wodzowie, ekipa kuchenna i nawet zespół „Line Dancers” z niedalekiego Monmouth przyjechał do Kopydłowa.  Tańczyliśmy przez całe popołudnie.

Każdy kowboj musi też poćwiczyć swoje umiejętności, więc osiodłaliśmy mustangi i zaczeliśmy ćwiczenia; w tym rzut podkową i lassem na konia, celowy rzut do ułożonych puszek, rzut małym kółkiem na kołek i dużym kołem na kaktus, przeciąganie linki i przebieg w workach.

Nadeszła środa, a słoneczko dalej się ciszy naszą zabawą!  Po śniadaniu słyszeliśmy o trudnościach i niebezpieczeństwie w zdobywaniu nowych obszernych terenów.  Rozwiązaniem był „Żelazny Koń”.  Kolonia wybrała się na kolej, ale najpierw nasz Bankier musiał zebrać całe złoto wpłacone przez szóstki bo zabrakło miejsca w safach w Kopydłowie.  Zabrał to złoto żeby je wpłacić do banku w większym mieście.  Wzieliśmy też listy zuchów z Poczty aby „Kucyk Express” mógł sobie odpocząć.

Na dworcu kolejowym słyszymy gwizdek i widzimy jak biała para podnosi się wysoko.  Podeksytowani, wsiadamy do pociągu, patrzymy przez okna na piękny krajobraz; ale będąc zuchy, trzeba coś zaśpiewać!  Podróż fajna, ludzie wsiadają, wysiadają, a my dalej śpiewamy… raptownie, huk!  Krzyk!  Wpada do wagonu trzech rabusi; twarze zakryte, pistolety w rękach i żądając złota, pieniądze i kosztowności.  Porywają worek z pocztą, nasze złoto, cenne rzeczy od zuchów i wodzów i tak szybko jak weszli, uciekli – ale chwileczkę, gdzie Druhna Karina?  Rabusie; Burek, Durek i Sznurek ją porwali.  Trzeba ją ratować!!  Zchodzimy z pociągu a na słupie zakodowany list i mapa.  Idziemy tropami wskazanymi w liście aż zaszliśmy do lasu, a tu pod nogami kawałeczki złota, to NASZE złoto!  Podążamy za złotem, w oddali słyszymy żałosny krzyk „RATUNKU”, śpieszymy sie za głosem aż widzimy Druhnę Karinę przywiązaną do bramy na torze kolejowym.  W czas Ją uratowaliśmy bo nadjeżdżał pociąg.  Po takim wysiłku, niespodzianka w lesie – piknik.  Po pikniku, znów do pociągu.  Wysiedliśmy na dworcu gdzie mieliśmy okazję zwiedzić muzeum, maszynownie, sygnalizatory i sklepik.

Na kolonii wyczerpane zuchy znaleźli na tyle energii do zabawy podczas czasu wolnego, ale po kolacji zebrali się z poduszką i maskotką; i w spokajnym zainteresowaniem słuchały opowieść Druhny Iwony „Mój Przyjaciel Drzewo”.

Rano gwizdek, pobudka i gimnastyka na polu przy maszcie.  Zuchy biegną, skaczą, rozciągają się, a tu na nasze pole wchodzi dwóch dziadów; narzekają, coś mruczą i szemrają o życiu.  Zuchy patrzą, a Druhna się pyta co tutaj robią; dziady odrazu wpadli w panikę, cofają się i potrząsając głową zaprzeczają że nie znaleźli złota.  Dziwne wydarzenie, ale na kolonii wszystkiego można się spodziewać….  W jadalni jemy śniadanie w oczekiwaniu ciekawych zajęciach i różnych niespodzianek; już kończymy, a tu znów wpchali się dziady, Druhna Basia żądała żeby opuścili grożąc ich zmywakiem.  Oni mówią że szukają dzieci do pracy w kopalni (mieli sporo ochotników).  Dziady zauważyli wodzów z dynamitem za pasem, odrazu zaczęli się targować, swoje złoto za dynamit, transakcja zakończona, wyszli zadowoleni a zuchy były bezpieczne.

Nasyceni opuszczamy jadalnie, a tu raptownie napad „Cicho Ciemnych”, wędrownicy przyjechali nas odwiedzić z zlotu.  Tyle radości między zuchami kiedy pokazują swoim starszym przyjacielom co robią i jak się bawią; bo do tego celu każdy zuch dąży; być harcerzem czy harcerką a następnie wędrownikiem czy wędrowniczką.  Choćaż to była ulotna chwila, mieliśmy czas aby wspólnie pośpiewać, pobawić się, pojeździć naszymi mustangami i zrobić na pamiątkę zdjęcie

Te szalone czasy przywiozły wielu imigrantów z całego świata, opowiedziałnam o tym nasz Bankier.  Ci imigranci zachowali swoją kulturę i zwyczaje.  Jednym z tych społeczności były Chińczycy; mieli zwyczaj tańczących lwów, które przynosiły im powodzenie i szczęśie.  Nagle drzwi do sali sięotworzyły i zuchy zobaczyły barwnego tańczącego lwa, któremu towarzyły bicie bębna i chłopiec z wachlażem.  Zuchy zachwyceni z zapałem szóstkami zaczeli tworzyć własne lwy.

Na obiad niespodzianka; słodko-kwaśy kurczak z chińskim makaronem.  Ale na stole nie było sztućce tylko chińskie pałeczki – to wymagało tyle skupienia od zuchów.

Po południu wyprawa nad rzekę gdzie płukaliśmy złoto.  Znalezione złoto wykorzystaliśmy przy stoisku gdzie kowboj sprzedawał prażoną kukurydzą, indianin z wężami z galaretki i chinka z ciasteczkami z wróżbą.  Wydaliśmy swoje złoto, zjedliśmy bo potrzebowaliśmy dużo energii aby iść stromą ścieżką pod górę do kolonii.

Piątek i spodziewamy się dostojnego gościa; Druhna Komendantka Chorągwi, hm Maryś Bninska.  A tu horror, niektórzy wodzowie w klapkach, a jeden Druh w skarpetkach – i to z diurami; Druhna z rozpuszanych wlosach, chyba nawet nie uczesana.  Na szczęście zuchy wyglądały wspaniale!  Druhna Komendantka pyta się, co to ma znaczyć?  A odpowiedz jednym głosem zostaliśmy obrabowani!  Już nie było czasu analizować tej sytuacji bo czekało na nas śniadanie.

Wchodzimy do jadalni, a na stole tylko czarny chleb i czarna kawa.  Pani Tina z kuchni tłumaczy że całe jedzenie i sprzęt znikł – chyba rabusie zabrali, ale zostawili typowe śniadanie z dzikiego zachodu.  Miny zuchów, skrzywione – ale co robić, są głodni, trzeba chociaż spróbować, niektórym nawet smakowało.  Wspaniała nowina; Pani Jane, właścicielka terenu kolonii, podarowała nam jajka, troche innego prowiantu i pożyczyła nam widelce.  Mogliśmy zjeść zuchowe śniadanie.  Hurraaaaa!

Mieszkańcy Kopydłowa przywitali miłego gościa cieple i gościnnie, widać było że Druhna Maryś była gotowa do zabawy!!  Kończyliśmy swoje lwy, przymocywaliśmy swoje tipi i na prosbę Szeryfa pisaliśmy listy gończe.  Zuchy przebrane w stoje kowbojskie, przestrojone wąsami i kapeluszem pozowali do zdjęcia.  Później tego dnia, po całej kolonii wywieszono plakaty „poszukiwany”, twarze jakoś znane, czy to mogą być nasze zuchy?  A to nie wszystko, Druhna Maryś została sfilmowana w banku próbując włamać się do jednego z naszych sejfów!  Oczywiście jej plakat „poszukiwany”, i z ewidencją zdjęcia został wydrukowany.  Mile spędzony czas szybko upłyną i po kolacji trzeba było pożegnać się z Druhną.

Nareście nadszedł czas wizytacji „Bladych Twarzy”.  Wspólne chwile były piękne, ale mieliśmy wiele niespodzianek dla naszych rodzin.  Przy ognisku, rozpalony przez Druhnę Wandę Petrusewicz-Allen, przedstawiliśmy nasze przygody na dzikim zachodzie.  Wpadli rabusie, narobili huku i hałasu.  Rozpaczliwy Genio wchodzi i mówi że rabusie zabrali mu żonę i krowę – Stokrotkę, jest całkiem niepocieszony.  Bankier i dyżurni podnoszą alarm, bank został obrabowany, co mu powie Mama?  Doktor Kaczka bada gorączkę metrowym termometrem i leczy pacientów z czerwoną twarzą małymi kolorowymi pigułkami.  Druhna Komendantka tłumaczy aby mieć dużo szczęścia, trzeba nakarmić tańczące lwy pieniądzem – wszystkie zebrane monety były przekazane na fundusz odnowienia naszej Stanicy.  Pocahontas wchodzi ze swoim ojcem, który wiele nie mówi, ale Pocahontas tłumaczyła że znalazł Genia żonę i Stokrotkę.  Genio w raju, odrazu biegnie i uściska swoją krowę.  Na zabawę wszedł Sędzia i dwie damy, jedna na każdym ramieniu; Sędzia podkreślał że w Kopydłowie musi być pożądek bo właśnie lubi się bawić w salonie – przy ognisku też, zaprasza do Zielonego Walczyka.  Po ognisku szczególna niespodzianka, wróciliśmy na centralny plac.  Muzyka „Cotton Eyed Joe” wydziera się po dolinie a kolonia podniosła swoje obcasy i zaczeła tańczyć po kowbojsku, a goście klaskali do rytmu muzyki.  Nadzwyczajny koniec naszego pokazu.

Dzień gości padł 1-szego sierpnia.  Na godzinię 17.00 (godzina „W”) zebraliśmy na głos trąby naokoło masztu aby uczcić pamięć bohaterów Powstania Warszawskiego minutą ciszy, odśpiewaliśmy Hymn Narodowy.  Skończyliśmy ten znakomity dzień kinem.  W piżamkach, z poduszeczką i maskotką oglądaliśmy „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”.  Przed spaniem, kakao i ciasteczko; no i mycie zębów!

Nasz pierwszy tydzień przeleciał błyskawicznie, a my jeszcze mamy tyle do przeżycia.

W niedzielę skosztowaliśmy trochę życie domowego i leczenie na Dzikim Zachodzie.  Próbowaliśmy zsiadłe mleko, robiliśmy lemoniadę (od początku z cytryny), lekarstwo na ból brzucha i tradycyjne ciasteczka „krowie placki”.  Poznaliśmy wiele ziół i naturanlych leków, niektóre nawet nam znane.

Po południu na malownicznym krajobrazie doliny, na tle naszych tipi i pod rozległym drzewem Ksiądz Michał Knapik odprawił Msze Świętą.  Słoneczko świeciło; pogoda zuchów i zapach polnych kwiatów przyciągnął ciekawą pszczółkę.  Napewno dowiedziała się od jaskółek że na kolonii mamy fajne przygody i jest wesoło, więc warto odwiedzić!

Nie tylko nas odwiedziła pszczółka, ale i też angielscy skauci.  Dołączyli się do nasego „Wielkiego Rodeo” walcząc o nagrodę złotej podkowy.  Rodeo wymagło wykorzystania wszystkich naszych umiejętnościach kowbojskich i determinacji naszych szóstek aby zwyciężyć.  Wszyscy przechodzili przez kilka etapów; w tym wyścig mustangów, rzut lassem, strzelenie do puszek, rzut podkową, łapanie bydła i żywy „Bakaroo”.  Rodeo było wymagające, mimo tego zuchy zwyciężyli złotą i srebrną podkowę, a angielscy skauci brązową.  Po takich wysiłkach, po obiedzie zabawa w basenie i zakupy w Monmouth.

Wtorkowa wycieczka nas zaprowadziła w nadzwyczajny świat ciemności i wilgoci gdzie dawniej górnicy podkopywali ziemie pod korzeniami drzew szukając rude żelaza.  Zostały dziwne , pokręcone korzenie drzew cisu, labirynt krętych ścieżek poprzez dziwne formacje skalne pokryte mchem, drewniane mostki, pomysłowe rzeźby.  Wychodząc z cienia Puzzlewood na słońce odrazu zrobiło się ciepło i ta magia znikła.  Podczas obiadu w stodole, gdzie byliśmy obserwowane przez menażerii zwierząt, w tym kuce, kaczek i kurczęta; otworzyło się niebo i runą deszcz.  Na szczęście mieliśmy dach nad głową!

Po obiedzie wyruszyliśmy przez pola i lasy, przez ramiaki i skały do jaskiń w Clearwell.  Starsza grupa, ubrana w kombinezonach i hełmy z latarką, doświadczyła dreszczyk głębokich jaskiń czołgając się przez wąskie, błotniste korytarze i podziwiając rozległe jaskinie.  Młodsza grupa została wprowadzona do życia górnika, starszych, jak i małe dzieci.  Szliśmy korytarzami gdzie pozostały szyny, wagony i przybory dawnych górników, do jaskiń rozmaitych rozmiarów.  Takie ciekawe miejsce, ale dla nas czekała kolacja i kominek.

Wszystkie zuchy lubią zabawę i przygody; ale trzeba pamiętać o gwiazdkach i sprawnościach które zuchy noszą z dumą przy mundurku i sumiennie starają zdobywać.  Zuchy zaczeły odświeżać swoje wiadomości aby zdobyć gwiazdki.  Między czasie przyjechał nas odwiedzić  Druh Ali Szwagrzak.  Zuchy wybrały sprawności przerabiać i podzielone na swoje grupy, zaczeły dokonywać wymagania.

Wieczór się zbliżał, kolonia przebrana w stroje kowbojskie, zaczeła „Wielki Festyn” w Kopydłowie.  Wszyscy tańczyli, skakali, kręcili się z radością; zuchy wodzowie i ekipa świętowali razem.  Przebijały naszą zabawę cudowne zapachy i szemranie od strony salonu.  To pracowite pszczółki z kuchni; które przygotowali dla nas wielką, pyszną uczte.  Po takim wspaniałym jedzeniu, radosnej zabawie i udanym festynie, trzeba troche uciszyć kolonię opowieścią przed snem.  Zuchy gotowe do łóżecek zgromadziły się w Sali, Druhna Grażynka opowiadała o chińskim potworze „Nian” który budził się wiosną i groził wioski.  Mieszkańcy odstraszali potwora ogniem, iskrami bamboosa, hukiem i czerwonym kolorze.  Od tego czasu chińczycy czczą te wydarzenie podobnym sposobem; tańczącymi lwami i smokami, i potwór już się nie pokazuje.  A tu nagle wielki ryk, potwór się pojawił!!  Chińskie lwy gonią za nim, odstraszają, zuchy chwyciły bębny, pokrywki od garnków i drewniane łyżki stworzyły wielki hałas.  Nian nie miał szansę, wkrótce uciekł i zuchy spokojnie poszły spać .

Po wczorajszej zabawie, trzeba skupić się nad wymaganiami na gwiadki bo w krótce będzie bieg.  Popołudniu, podczas zbiórki przychodziły do naszego zgromadzenia różne postacie, ubrane jak z bajce i nadawali nam sprawnośi które skutecznie przerobiliśmy.

Dochodził koniec kolonii, już piątek i czas sprzątać i pakować się.  Ale po obiedzie, zaskoczenie.  Czas na jeszcze jeden, wielki wyjazd – na naszą kochaną Stanicę, nasz duchowy dom harcerski.  Na stanicy gry i zabawy, oraz bieg na gwiazdki, a starsze zuchy budują w lesie ognisko.  Po kolacji, ubrani w mundurkach zuchy przeszły spokojnie pod obelisk przy kaplicy.  Tu przy lampionach pierw jednym, następnie drugim i trzecim, zuchy zlożyli obiednicę pierwszej, drugiej i trzeciej gwiazdki na ręce Druhny Komendantki, Iwony Tarkowskiej.  Potem przeszliśmy pod pomnik Polskich Wojennych Sił Zbrojnych aby uczcić ich poświęcenie i podziękować im za naszą wolność.

Zaczeło się robić ciemno kiedy poszliśmy pod grotę Matki Boskiej.  Tu w atmosferze pełnej emocji i oczekiwania czternaście zuchów zostało pasowane przez Druhnę Wandę Petrusewicz-Allen, wszyscy oni przeszli do szeregów harcerskich.  Reszta zuchów wróciła na kolonię gdzie czekało kakao i ciasteczka.  Nowi harcerze i harcerki zostały na ognisko.  Każdy z wodzów wybrał ulubioną piosenkę i powiedział pare słów czym dla niego jest harcerstwo i jaki był wpływ na ich życie.  Te wspomnienia storzyli wzruszającą atmosferę.

Sobota, i koniec kolonii.  Przyjechali rodzice, popakowali zuchów bagaże i rozmaite dzieła ich pociech.  Po oficjalnym zakończeniu, zuchy rozjechali się w różne strony kraju a wodzowie i ekipa starannie sprzątała i czyściła zabudowania i teren.

Po takiej fantastycznej zabawie, nie możemy doczekać się na następną okazję wspólnej przygody.  Na szczęście nie musimy długo czekać… do zobaczenia na Święto Hufca we wrześniu!

Grażynka Kowalewska

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s