Obóz wędrowny w Szkocji Drużyny Wędrowniczek Wrzos

Podczas Wakacji 2022 wędrowniczki Hufca Mazowsze postanowiły przejść trasę West Highland Way która zaczyna się w Milngave i kończy w Fort William. Wędrowniczki pokonały aż 154km w Szkockich Wyżynach. 

Przygoda zaczęła się wieczorem 6 sierpnia, gdy wszystkie dojechałyśmy do domu druhny Emily i pakowałyśmy dodatkowe rzeczy do plecaków (jedzenie, palniki itp. które druhna Ela zorganizowała dla nas). Następnie Druhna Alina poczęstowała nas pyszną kolacją i dała nam składniki do zrobienia kanapek na pierwszy dzień wędrówki. 

Niebawem nadszedł czas na podróż i podziękowałyśmy Druhnie Alinie za gościnność . Dojechałyśmy na Stację Autobusową w Birmingham gdzie czekała nas dziewięcio godzinna podróż do Glasgow. 

Dotarłyśmy do Glasgow wcześnie rano 7 ego sierpnia, i przywitała nas typowo szkocka pogoda – deszcz . Wyruszyłyśmy na stacje kolejową i  pojechałyśmy pociągiem do Milngave gdzie znajduje się początek trasy West Highland Way. Trasa zaczęła się dosyć płaską ścieżkę w lesie, a potem ujawniły się łyse szczyty i piękne widoki. 

Po pokonaniu 19km, doszłyśmy do Drymen, i rozbiłyśmy namioty na pierwszą noc ’wild-campingu’. Nie padał deszcz – to był dobry znak po gdyby padało, wędrówka stała by się o wiele trudniejsza. Miałyśmy ogromne szczęście, ponieważ Drymen słynie z tego że dużo tam pada- stąd nazwa DryMen.

Następnego dnia obudziło nas muczenie krów i z zaskoczeniem odkryliśmy że polana jest zupełnie sucha – w nocy też nie padało. 

Drugiego dnia miałyśmy wybór : pójść łatwiejszą trasą albo zdobyć szczyt ’Conic Hill’ ( 361 m n.p.m ). My ,jako wędrowniczki, wybrałyśmy zdobycie szczytu. Wejście na górę nie było proste, wchodzenie stromą drogą z ciężkimi plecakami okazało się męczące ale wszystkie dałyśmy radę i dobrze się bawiłyśmy – a widok na gorze był fenomenalny. Po drodze też spotkałyśmy innych skautów którzy też podjęli się tej trasy. 

Po zejściu z góry i chwili odpoczynku wyruszyłyśmy dalej w drogę, dochodząc do brzegu Loch Lomond. Przez resztę drugiego dnia szłyśmy brzegiem jeziora , podziwiając piękny widok. 

Drugiego dnia przeszłyśmy aż 26 km ponieważ musiałyśmy dojść do części trasy gdzie ’wild-camping’ jest dozwolony (w niektórych częściach trasy West. Highland way wild-camping jest zabroniony w ramach ochrony natury i bezpieczeństwa).

Jako grupa chciałyśmy znaleźć miejsce do rozbicia na brzegu Loch Lomond, ale droga tylko prowadziła w górę, oddalając się od jeziora, więc rozłożyliśmy namioty na brzegu trasy, z widokiem na jezioro – ale przez drzewa.   

Trzeciego dnia obudziłyśmy się z zakwasami w nogach, plecach i wiele z nas miało odciski na stopach. Na śniadanie jadłyśmy pyszne i napełniając ’breakfast bars’ które Druhna Ela nam przygotowała – mieszanka otrębów owsianych, bananów, owoców leśnych i innych dobroci. (takiego jadłyśmy codziennie podczas wędrówki na zdrowe rozpoczęcie dnia) . 

Zebrałyśmy rzeczy i pełną parą poszłyśmy w dal.   Trasa tego dnia była interesująca ponieważ zamiast normalnej ścieżki jak pierwszego lub drugiego dnia, większość drogi była uformowana z ogromnych kamieni na brzegu loch Lomond. Musiałyśmy uważać pod nogi i ostrożnie stawiać szerokie kroki żeby nie upaść- kamienie były gładkie i śliskie . 

Koło godziny jedenastej doszłyśmy to Inversnaid Hotel, gdzie zostałyśmy na odpoczynek i napełnienie butelek. Tu widok na jezioro  był przepiękny. Tutaj znów spotkałyśmy skautów poznanych poprzedniego dnia. Zaczęłyśmy jeść batoniki śniadaniowe o smaku słonego karmelu, kiedy kilka kobiet z wycieczki z hotelu podeszły do nas,i zaczęły pytać kim jesteśmy i co robimy. Nasza Komendantka obozu, Druhna Ela, zaczęła opowiadać że jesteśmy wędrowniczkami z Midlands, i że pokonujemy trasę West Highland Way. 

Panie były pod wrażeniem i życzyły nam udanej wycieczki. Po chwili odpoczynku znowu wyruszyłyśmy kamienistą droga wzdłuż Loch Lommond . 

Gdy dochodziłyśmy do końca jeziora, był czas na obiad, i znalazłyśmy ładną plaże na trasie na brzegu Lochu, gdzie zaczęłyśmy gotować. Było przyjemnie i spokojnie – fale jeziora były miłe do słuchania podczas posiłku. Póki jadłyśmy, doszli do nas ci sami skauci co wcześniej spotkałyśmy, i oni też zdecydowali tu zjeść. Po obiedzie był czas na pójście dalej. Teraz odeszłyśmy już od brzegu jeziora i szłyśmy ścieżką pomiędzy górami porośniętymi wrzosem. 

Po ciężkiej drodze w górę i z góry, doszłyśmy do Beinglas Farm Campsite gdzie spędziłyśmy noc. 

Warunki na tym obozowisku były dla nas luksusem – ciepłe prysznice, miękka trawa do której łatwo było wbić pałki i płaska polana. Nawet był sklep i pub, i razem poszłyśmy wypić kolę z lodem. Świetnie się bawiłyśmy i czułyśmy się wynagrodzone po przejściu 24km tego dnia. 

Także na Campsite otrzymałyśmy paczkę z jedzeniem które Druhna Ela mądrze wysłała przed obozem abyśmy miały więcej jedzenia na resztę trasy. Zachód słońca był przepiękny, na tle gór tego wieczoru.

W 4-ty dzień wstałyśmy wszystkie wypoczęte i zrelaksowane, po śnie na polu kempingowym. Byłyśmy gotowe z samego rana i wyruszyłśmy w drogę. Na początku dnia, podjechałyśmy coachem do wyznaczonego miejsca- gdzie okazało się że nasz kierowca był z Polski! Porozmawiałyśmy z nim i życzył nam miłej podróży. Przez resztę rana szłyśmy długą drogę aż do ‘Devil’s Staircase’. Zatrzymałyśmy się przed tym aby zjeść obiad. Było to piękne miejsce z niesamowitym widokiem. Było pełno wrzosu wszędzie, który wziełyśmy jako znak że jesteśmy w odpowiednim miejscu i dodało nam to sił. Po zjedzeniu zrobiłyśmy kilka zdjęć jako drużyna i zaczęłyśmy wchodzić na ‘Devil’s staircase’. Wszyscy śpiewałyśmy i nawet stworzyłyśmy okrzyk- bawiłyśmy się tak dobrze że nawet nie odczułyśmy jak weszłyśmy na samą górę. Zatrzymałyśmy się na samej górze i podziwiałyśmy piękne widoki- to był moment kiedy naprawdę nie mogłyśmy uwierzyć że przechodzimy West Highland Way. Byłyśmy dumne z siebie i jak daleko już zaszłyśmy, i nie mogłyśmy się doczekać dalszej trasy. Byłyśmy takie podekscytowane że nawet zaproponowałyśmy wejść na Ben Nevis! Pod koniec dnia, znaleźłyśmy miejsce gdzie mogłyśmy rozbić namioty- nie było to idealne miejsce ponieważ wszędzie było bagno, ale zdołałyśmy znaleźć miejsce koło ścieżki. 

Kiedy obudziłyśmy się z rana była wielka mgła, i wszystko wyglądało magicznie. Kiedy robiłyśmy śniadanie, wiele innych podróżujących witało się z nami i życzyli miłej drogi. Zebrałyśmy wszystkie rzeczy i znowu wyruszyłyśmy. W końcu doszłyśmy do Kinlochleven w którym spędziłyśmy cały dzień, robiąc zadania na sprawność i książki wędrownicze w pięknym miejscu koło rzeki na małym polu. Pogoda nam dopisywała i słońce świeciło. Dzień był udany. Wyszłyśmy z miasta i rozbiłyśmy namioty w przepięknym miejscu gdzie już było wyznaczone miejsce na ognisko. Tego wieczoru śpiewałyśmy i tańczyłyśmy przy ognisku- to była ostatnia noc ‘wild camping’ i nie mogłyśmy być więcej zachwycone jak nam się udało zajść tak daleko.

Przez następny cały dzień szłyśmy po górach z pięknymi widokami i udaną pogodą. Śpiewałyśmy po drodze i śmiałyśmy się razem- humor dopisywał! Pod koniec dnia, doszłyśmy do naszego pola kempingowego. Pole było u stóp Ben Nevis- nie mogło być piękniej. Zrobiłyśmy dużo zdjęć i w końcu rozbiłyśmy namioty. Zakończyłyśmy też pracę w naszych książkach wędrowniczych i odpoczywałyśmy po dniu pełnym wydarzeń. 

Następnego dnia, miałyśmy wreszcie szansę na wyspanie się i relax. Pobudka była o dziewiątej rano i cały dzień był spędzony na odpoczynku. Po krótkim spacerze (2 km) dotarłyśmy do jeziora gdzie pływayłśmy oraz opalałyśmy i śmiałyśmy się i jadłyśmy razem obiad w naturze. Po tym, wrocziłśzmy na pole kampingowe i miałyśmy odwiedziny od naszej hufcowej (Kasi Migdy) oraz od Pani Migdy. Tej nocy, odbyło się nasze magiczne wtajmniczenie pod Ben Nevis w którym cztery z nas otrzymały pełny pagon i jedna jej pierwszy etap.

W ostatnie dzień wędrówki, wstałyśmy przez pierwszy raz jako wędrowniczki z pagonami i wyruszyłyśmy w ostatnie 8 km naszej trasy. Po tym, dotarłyśmy w Fort William (koniec trasy) i zrobiłyśmy zdjęcia i nakupowałyśmy pamiątki ze sklepów w mieście. Na koniec, poszłyśmy do Macdonalda na bardzo zasłuszony obiad przed naszym wyjazdem. 

Wreszcie, wyruszyłyśmy na dziewięcio godziną trasę autobusową z powrotem do miejsca gdzie wszystko się zaczęło, w Birmingham. Wróciłyśmy z obolałymi nogami, zdrętwymy plecami i uśmiechami na twarzach oraz nowo znalezioną dumę.

Dodaj komentarz