Wedrówka 11DW z Dublina do Mullacor

Mullacor, County Wicklow, Irlandia, 8 marca 2020

Międzynarodowy dzień kobiet w 11 DW z Dublina postanowiliśmy uczcić zabierając nasze Panie na wędrówkę. I szybko nam tego nie wybaczą. Ale od początku. Trasa łatwa, maksymalnie na trzy godziny, góra zaledwie 660 metrów wysokości, z podejściem w zależności od trasy zaledwie 300 – 400 metrów. Pestka, co to dla nas – niedzielny spacerek.

Dla spokoju sumienia sprawdzamy jeszcze prognozę pogody – może być. Jak na zimę w Irlandii praktycznie bezwietrznie, niewielkie opady w godzinach popołudniowych – da się przeżyć. Tyle teorii. Praktyka wyglądała troszeczkę inaczej. Zaczęliśmy z lekkim poślizgiem, łamiąc żelazną zasadę by w góry wyruszać wcześnie rano, ale pogoda i humory dopisywały, nie było powodów do niepokoju. Pierwszy sygnał ostrzegawczy – zabłocone po pas postacie schodzących ze szlaku turystów został po konsultacji z mapą i sprawdzeniu stanu drogi, która na początku wyglądała bardzo solidnie, zignorowany. Wkrótce jednak równy trakt zmienił się w wąską ścieżkę, a ta znikła w rozmokłym wysokim torfowisku. Zmuszeni zostaliśmy do meandrowania – szukając suchszych przejść pomiędzy błotnistymi kałużami. Nogi nie raz i nie dwa zapadały się w błotnistą maź, wystawiając na próbę wodoodporność naszego obuwia. Po krótkiej naradzie – pogoda w dalszym ciągu sprzyjała, postanowiliśmy iść dalej. Wdrapaliśmy się na Cullentragh (510m npm) i przed nami otworzył się widok na cel naszej wędrówki – Mullacor. Dzielnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami zajaśniała plama bieli – spłachetek jakże rzadkiego w Irlandii śniegu. Troszeczkę z boku szlaku i przy dość stromym urwisku po północnej stronie szczytu, więc drużynowy zdecydował – nie ma mowy. Ale tutaj napotkał solidną opozycję ze strony dziewcząt (ale nie tylko).

My chcemy śniegu! W taki dzień jak ósmy marca życzenia Pań muszą się spełniać. Choć nie do końca tak jak sobie to wyobrażały. Jak to w górach – błyskawiczne załamanie pogody, silny wiatr przyniósł ze sobą grad i śnieg – w oka mgnieniu wszystko pokryło się bielą. Cofnęliśmy się do troszkę bardziej zasłoniętego miejsca by przeczekać zawieruchę. Kolejna narada. Po konsultacji z mapą i prognozą pogody (radar opadów – genialna sprawa) postanowiliśmy iść dalej, by po drugiej stronie szczytu dotrzeć do dużo lepiej utrzymanej Wicklow Way – głównego szlaku przecinającego góry Wicklow z północy na południe. Mieliśmy także nadzieję odnaleźć Mullacor Hut – jeden z niewielu położonych na szlaku szałasów oferujących ochronę dla strudzonych wędrowników. Tym razem wszystko poszło według planu. Z małym wyjątkiem – lekki poślizg na oblodzonych łupkach dał okazję do opatrzenia czoła jedynego uczestniczącego w wędrówce zucha. Chatka Mullacor okazała się całkiem zgrabną budowlą oferującą szansę na solidny wypoczynek i posiłek, po którym już dziarsko ruszyliśmy w dalszą drogę. Do naszej mantry wędrowniczej – czapka, szalik, rękawiczki – niezależnie od pogody, dodaliśmy jeszcze zapomniane od dłuższego czasu zapasowe skarpety i woreczki. Ogólnie rzecz biorąc zdaliśmy egzamin, a góry dały nam tylko lekkiego prztyczka w nos – przypominając, że z nimi nie ma żartów, niezależnie od tego jak bardzo oswojone i poznane się wydają.

Michał Kaliski hm.

Dodaj komentarz